Co dała mi moja szkoła tj.: Technikum Żeglugi Śródlądowej przy ul. Brücknera 10 we Wrocławiu?

Wybór zawodu marynarza z mojej strony był raczej inspirowany przeczytanymi książkami o zbliżonej tematyce do żeglowania – podróżowania – pływania jak: „Przygody Tomka Sawyera”, „Przygody Hucka” Marka Twaina, „20.000 mil podmorskiej żeglugi” Juliusza Verne i wielu innych powieści marynistycznych. Na wybór Technikum Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu miały także wpływ: możliwości zamieszkania w internacie, stypendium oraz umundurowanie. Na wstępie pragnę podkreślić, że była to szkoła przygotowująca młodych ludzi do trudnego zawodu jakim jest marynarz żeglugi śródlądowej. Jak trudna jest sztuka prowadzenia jednostek pływających po rzekach przekonaliśmy się dopiero przy odbywaniu praktycznej nauki zawodu na barkach. Prowadzenie statku po drogach śródlądowych wymagało bardzo dobrego wzroku oraz dużych zdolności psychotechnicznych i umiejętności manewrowych.

Poniżej absolwenci TŻŚ V „c”.

Technikum Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu miało świetną kadrę nauczycielską i wychowawczą. Przy Technikum funkcjonował internat, w którym mieszkało 90% uczniów. Wprowadzona była dyscyplina w stylu wojskowym; obowiązek oddawania „honoru” starszym rocznikom, apele, marsze defiladowe, dyżury nocne oraz patrole na mieście nadawały pewien „dryl” podobny do wojskowego. Część kadry wywodziła się z wojska, a byli to żołnierze i oficerowie zarówno armii z frontu wschodniego jak i zachodniego; np. woźnym szkoły był żołnierz Armii Andersa i miał pseudonim „Gerwazy”. Wychowawcą w bursie był oficer zaciągający z rosyjskim akcentem o pseudonimie „Priciupa”, a chodziło o przyłapanie ucznia na przekroczeniu regulaminu internatu.

Nauczyciele TŻŚ kładli nacisk na przedmioty ogólne przygotowujące nas także do studiów na wyższych uczelniach. Bardzo dużo absolwentów trafiało do Wyższej Szkoły Marynarki Wojennej lub Szkoły Morskiej czy też Rybołówstwa Morskiego. Przedmioty zawodowe były bardzo lubiane przez uczniów a nauczyciele często byli zawodowymi marynarzami – takie prawdziwe „wilki morskie”. Ze szczególną sympatią wspominam nauczyciela locji rzek i nawigacji – inż. Mariana Szwarca o pseudonimie „Maniek” – absolwenta TŻŚ bardzo lubianego przez nas wszystkich! Cenionymi fachowcami byli nauczyciele: Komandor Mieczysław Wróblewski, inż. Śladkowski a także Pan Stanisław Waszczyński (pseudonim „Cyrka”) – nauczyciel historii, który napisał historię Polski wierszem. Jak się później okazało Pan Waszczyński pisał też wiersze do tzw. „szuflady”. Wymagającymi byli nauczyciele od języka polskiego i matematyki oraz języków obcych: niemieckiego i rosyjskiego. Podczas praktycznych zajęć na warsztatach wykonywaliśmy różne narzędzia np. młotki, chomątka, noże, gałki bosmańskie, odbijacze, przekroje silników, modele statków, roboty stolarskie, spawalnicze, tokarskie, wykonywaliśmy różne sploty na linach włókiennych i stalowych. Po podjęciu pracy na statku mieliśmy już dość dobre przygotowanie do prac pokładowych. To była też dobra szkoła życia we wspólnocie internatowej; za przekroczenie godzin wyjścia mieliśmy obowiązek: obierania kartofli, wywożenia żużlu z kotłowni, porządkowanie terenu wokół szkoły i internatu. Podczas praktyki na statku szkolnym mieliśmy obowiązek: mycia garów, rozpalenie ognia w kuchni, przygotowanie posiłków, czyszczenia kominów na nocnej wachcie, a jeśli były źle wyczyszczone, trzeba było zaliczyć tzw. dyżury kominiarskie, co mnie też raz spotkało.

Nauka w Technikum Żeglugi Śródlądowej dawała możliwość zdobycia zawodu, który spełnia w części pragnienia młodego człowieka do; podróżowania, przygody, zwiedzania świata oraz jego poznania i obcowania z przyrodą. Marynarz mieszka na wodzie i pracuje w swoim miejscu zamieszkania a w dodatku jest to środowisko przyrodnicze przyjazne człowiekowi. Odbywając rejsy po europejskich drogach wodnych mamy możliwość odwiedzać regiony historyczne i przyrodnicze bez dodatkowych kosztów podróży, noclegu, z pewnym komfortem życia na wodzie, za który większość ludzi gotowa jest zapłacić duże pieniądze. Marynarz ma to za darmo i przy tym otrzymuje jeszcze sowite wynagrodzenie!

W technikum można się było nauczyć prac pokładowych jak: sterowania statkiem, konserwacji jednostki pływającej, mechaniki urządzeń pokładowych i ich obsługi, działania silników oraz ich obsługi, splotów lin, spawania, stolarki, cumowania i wielu innych umiejętności potrzebnych w życiu codziennym człowieka żyjącego i pracującego na wodzie. Po kilkuletniej praktyce i zdaniu egzaminów oraz uzyskaniu odpowiednich patentów technik żeglugi śródlądowej może awansować na kapitana statku lub kierownika maszyn.

Podejmując pracę w P.P. Żegluga na Odrze zostałem „asystentem kapitana” na barce motorowej. Nazwa stanowiska nieco wprowadza w błąd takiego początkującego marynarza. Niestety jest to zwykły „majtek” na statku, czyli; skrobanie rdzy, konserwacja, malowanie, sprzątanie ładowni, szorowanie pokładu i sterowanie pod nadzorem kapitana po wykonaniu swoich obowiązkowych prac. Po około dwóch latach praktyki na tym stanowisku można było przystąpić do egzaminu na porucznika żeglugi śródlądowej i po otrzymaniu patentu zostać sternikiem lub otrzymać zatrudnienie jako kierownik małej jednostki pływającej, czyli barki BM500 lub pchacza typu TUR.

Po zdaniu egzaminu i otrzymaniu patentu pływałem początkowo jako bosman na BM500, następnie jako samodzielny kapitan. Moje pierwsze rejsy samodzielne to; z węglem do Świnoujścia na Gazownię, apatyty z odlichtunku statku morskiego w Świnoujściu do Gliwic i znowu węgiel do Szczecina na elektrownię Pomorzany. Następne rejsy odbywałem do Berlina Zachodniego z węglem na „Teltowkanal” lub elektrownia na „Spreebord” oraz do Braunschweigu RFN. Po pięciu latach pływania stan wzroku uległ mi na tyle pogorszeniu, że lekarz zakładowy nie wyraził zgody na pracę jako marynarz i zostałem skierowany do inwentaryzacji a następnie do Działu Handlowego, gdzie prowadziłem akwizycję masy towarowej do przewozu barkami w Polsce. Podjąłem naukę na Uniwersytecie Wrocławskim na Wydziale Prawa co pozwoliło mi awansować na kierownika Przewozów Pasażerskich, gdzie przepracowałem 12 lat.

Zawód „technik żeglugi śródlądowej” jest wszechstronny i daje możliwość samorealizacji na statkach oraz w każdej innej pracy o podobnym charakterze (mechanik, nawigator). Po zdaniu matury absolwent TŻŚ jest przygotowany także do kontynuacji nauki na wyższej uczelni, na odpowiednim kierunku. Jest jeden mankament tego zawodu, który przy wyborze tej szkoły należy brać pod uwagę tj.: rozłąka z rodziną! Nie wszyscy dobrze znoszą takie rozstania. Tęsknota za domem i krajem, szczególnie w początkowym okresie rejsu daje mocno o sobie znać i trzeba dużej odporności i silnej woli, aby być w pełni gotowym do pracy na statku. Trzeba też sobie uświadomić, że mieszkając i pracując na statku jesteśmy jednocześnie 24 godziny w gotowości i do dyspozycji załogi. Członek załogi pływającej musi cechować się dużą odpornością psychiczną. Osoby znajdujące się na statku muszą stanowić zgrany zespół ludzi, gotowych w każdej chwili do akcji i pracy nawet po swojej wachcie! Technik żeglugi śródlądowej musi być osobą odpowiedzialną i sumienną oraz niezawodną, na którą pozostała załoga może w pełni liczyć w warunkach ekstremalnych związanych z bezpieczeństwem samych marynarzy oraz powierzonym statkiem i przewożonym towarem o dużej wartości.

Jest jeszcze element uciążliwy dla niektórych marynarzy śródlądowych, z którym różnie sobie radzą tj.: kuchnia, przygotowanie posiłków. Na większości barek nie ma kucharzy, więc taki członek załogi musi umieć też czasami coś ugotować? Jednak wg własnej statystyki wiem, że zazwyczaj jeden na czterech a nawet trzech marynarzy potrafi nieźle „pichcić” i robią to z pasją oraz wielką przyjemnością. Za niewielką opłatą problem gastronomiczny można więc rozwiązać w ramach załogi statku. Pozdrawiam serdecznie! — Władysław Wąsik ’66 V”c”.

Ps. Kilka słów na zakończenie:

My absolwenci TŻŚ nigdy nie godziliśmy się na politykę niszczenia alternatywnej gałęzi najbardziej ekologicznego i taniego transportu jaką jest żegluga. Likwidacja Technikum Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu była skutkiem złej polityki. Trudno jest uwierzyć w „niewidzialną rękę rynku” choć w większości jesteśmy ludźmi głęboko wierzącymi! Zaślepienie „ekonomiczną poprawnością” naszych elit przekraczało wszelkie granice zdrowego rozsądku i świadczy o braku instynktu samozachowawczego. Likwidowano nie tylko zakłady pracy, ale co najgorsze; szkoły zawodowe, technika w większości gałęzi gospodarki!

Co możemy tutaj w Polsce zrobić dzisiaj? Spróbujmy coś jednak odbudować! Tak duży kraj jak Polska nie może być „skansenem” lub obszarem ochrony przyrody objętym w całości programem; „NATURA 2000”. Należy pamiętać, że w Polsce czeka nas modernizacja dróg wodnych i przystosowanie międzynarodowych tras: E-30, E-40 i E-70 do IV lub VA klasy żeglowności. Do prac związanych z przebudową dróg wodnych potrzebni będą pracownicy do obsługi specjalistycznego sprzętu jak: pogłębiarki, refulery, koszarki, lodołamacze, dźwigów oraz jednostek pływających obsługujących budowy hydrotechniczne. Oprócz wymienionych wyżej potencjalnych stanowisk pracy będą potrzebni pracownicy do obsługi śluz, stopni wodnych (jazów), portów, w stoczniach ślusarze do prac remontowych oraz spawacze przy produkcji nowych jednostek pływających. Potrzebne będą do tego szkoły zawodowe i od kształcenia techników trzeba zacząć! Władysław Wąsik